Ponownie
przyszła jesień. Przyroda znów zatoczyła koło. Liście
przybierały złote barwy, a najciekawsze okazy ptaków odleciały za
ocean, pozostawiając mnie w towarzystwie wiecznie hałasujących,
szarych wróbli. Niebo przysłaniał parawan gęstych chmur, a słońce
nie raczyło pokazać się nawet na kilka chwil. Ciągle padało.
Ogromne krople, niczym bicze, uderzały o metalowe parapety i szyby.
Coraz wcześniej robiło się ciemno. Coraz wcześniej musiałam
zapalać świece.
Niechętnie ujęłam w
dłonie kolejną opasłą powieść. Nie oszukujmy się, w takie dni
najlepiej sprawdzały się romanse z nutką erotyzmu. Cicho zeszłam
po schodach i rozsiadłam się w jego wygodnym fotelu. Czy to nie
dziecinne?
Fotel pana domu i fotel pani
domu. Zawsze miałam wrażenie, że ten jest bardziej komfortowy.
Może nie zachęcał kolorem, który absolutnie nie pasował do
wystroju salonu, ale sprawiał, że czułam się lepiej. Troski
zostawały na wycieraczce i mokły w kroplach zimnego, nieskończonego
deszczu.
Zatopiłam się w lekturze.
Z przejęciem pochłaniałam każdą literę, każde słowo, każde
zdanie. Książki zawsze były nieodzownym elementem mojego życia.
Uwielbiałam zagłębiać się w ich fabułę, badać psychikę
bohaterów i płakać razem z nimi, kiedy emocje brały górę. To
wszystko wydawało się być takie... realne.
Zegar tykał niespokojnie,
wskazówki przesuwały się po cyfrach na dużej tarczy. Równo o
osiemnastej odłożyłam wolumin i przeniosłam się na drugi fotel.
Dosłownie pięć minut później usłyszałam skrzypniecie
otwieranych drzwi i krzątaninę w przedsionku.
Wyobrażałam sobie, jak
zdejmuje płaszcz i buty, uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy widok
ten dopracowany co do joty pokazał się w mojej głowie. Moich uszu
dobiegł odgłos jego kroków. W odpowiednim momencie podniosłam
głowę.
- Jak zwykle punktualnie -
rzekłam na powitanie.
Wyciągnęłam rękę w jego
stronę, a on ujął ją delikatnie. Pomógł mi wstać z fotela i
przytulił. To było niesamowite. Bez znaczenia, jak często by to
robił, zawsze czułam dreszcze na karku. Zatopił dłoń w moich
rudych włosach, a drugą kreślił niewielkie okręgi na łopatce.
Ucałował mnie delikatnie w czubek głowy.
- Nie jest ci zimno? -
zapytał po chwili. - Ogień w kominku prawie dogasa.
Wyciągnął różdżkę i
machnął nią nieznacznie. Pomarańczowe języki zaczęły wić się
i tańczyć. Dostrzegłam zarys drobniutkich iskierek dogasających w
locie. Cały pokój pogrążył się w ciepłej mgle oparów.
Spojrzałam prosto w jego
czarne oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jak ci minął dzień? -
spytałam.
- Trucizny sprzedają się w
zaskakująco szybkim tempie - oświadczył, siadając w swoim fotelu.
Przysiadłam na twardej poręczy.
- Severusie - zaczęłam
nieśmiało. - Dlaczego nie możesz zabrać mnie na Pokątną? Skoro
ciebie nikt nie poznaje, to mnie pewnie też nie.
- Nie pracuję na Pokątnej,
tylko Nokturnie. To są dwa różne światy. Rozumiesz?
- Oj, dobrze już - jęknęłam
niezadowolona. - Nie zależy mi na nie wiadomo czym. Po prostu nudzi
mi się w domu. Chciałabym zobaczyć coś nowego. Czy to takie
dziwne?
- Nie - oświadczył
spokojnie. - Coś wymyślę.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję.
- Jesteś pewny, że ten
eliksir pozwoli mi zmienić wygląd na jedną godzinę? - zapytałam,
kiedy podał mi wypełnioną szklankę. Napar był gęsty i nie
wyglądał zachęcająco. Wolałam nie pić go na darmo.
- Wątpisz w moje
umiejętności?
- Nie. A jak będę
wyglądać? Co się we mnie zmieni? Wzrost, postura, włosy?
- Wszystko. Będziesz kropka
w kropkę jak Lucy z sąsiedztwa. Pamiętaj jednak o tym, co ci
mówiłem. Nie oddalaj się ode mnie. Za godzinę albo wrócimy do
domu, albo dam ci drugą dawkę eliksiru.
- Super... chcesz, abym wraz
z tobą sprzedawała trucizny jakimś podejrzanym typkom? Wiesz, że
nie jest to dla mnie zachęcająca perspektywa, Severusie.
- Sama chciałaś mieć
trochę rozrywki - rzekł. - Czyżbyś zmieniła zdanie?
- Nie - oświadczyłam
pewnie, po czym jednym, dużym łykiem przełknęłam cały wywar.
Poczułam, jak pali moje podniebienie i przełyk.
Wystarczyła chwila, abym
zrozumiała skąd taka nazwa ulicy. Śmiertelny Nokturn odstraszał.
Wyglądał jak jedno wielkie śmietnisko pełne... odpadów. Ludzie,
którzy przedzierali się przez ciasne uliczki przypominali
schorowanych żebraków. Wszędzie walały się podarte gazety i
potrzaskane butelki. W powietrzu unosił się odór potu, alkoholu i
śmierci.
- Tutaj pracujesz? -
zapytałam, powstrzymując odruch wymiotny. - Powiedz, że to żart...
Severusie, przecież to wygląda jak... jak... jak wysypisko.
- Mówiłem ci, że nie masz
mnie tutaj tak nazywać - oświadczył. - Nie oddalaj się i do
nikogo nie odzywaj. Najlepiej w ogóle się stąd nie ruszaj. Po co
ja cię tu brałem... Chyba postradałem zmysły.
- Nie przesadzaj. W zasadzie
czuję się trochę zagubiona. Tłumnie tutaj...
Nie odpowiedział. Stałam
bardzo blisko niego. Moje ramię dotykało jego peleryny.
Zastanawiałam się, jak to musi wyglądać z boku. Zamaskowany
mężczyzna w obszernym kapturze i młoda jasnowłosa dziewczyna w
skromnej sukni i płaszczu.
Potarłam ramiona i
nałożyłam na dłonie cienkie, skórzane rękawiczki. Zrobiło się
okropnie chłodno. Miałam wrażenie, że zbiera się na deszcz.
Severus już otworzył usta,
aby coś powiedzieć, najpewniej oświadczyć po raz setny, że
wracamy do domu, kiedy nie wiadomo skąd pojawił się wychudzony
mężczyzna w czarnej szacie. Jego blond włosy sięgały ramion. Nie
były związane. Każdy z nich sterczał w inną stronę. Twarz
pokrywał kilkudniowy zarost, a w zmęczonych oczach dostrzegłam
zniechęcenie.
Poczułam, jak Severus
chwyta mnie za rękę. Spojrzałam na jego twarz, jednak nie
dostrzegłam nic pod ciężkim kapturem.
- Słyszałem, że ty tutaj
teraz handlujesz - powiedział mężczyzna lekko zachrypniętym
głosem. - Potrzebuję najmocniejszej trucizny, jaką posiadasz.
Rozumiesz? Najmocniejszej.
Obserwowałam, jak Severus
wyciąga zakorkowany flakonik wypełniony szkarłatnym eliksirem. Do
szkła przyklejona była biała etykietka, a na niej wymalowane
słowo: extremis.
- Jak długo będę czekać
na efekt? Śmierć nastąpi szybko?
- To zależy, z czym masz
zamiar go podać.
- Z niczym. Wleję go sobie
prosto do gardła.
Serce zabiło mi szybciej.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie to wszystko. Severus sprzedawał
ludziom śmierć zamkniętą w małych flakonikach.
- Nie możesz tego sprzedać
- szepnęłam.
- Za każdym razem stoisz z
tą panną? - Usłyszałam pytanie jasnowłosego mężczyzny. -
Uważasz, że kobiety przyciągną ci klientów? One nas zgubią!
Niespodziewanie wyjął
różdżkę i machnął nią siarczyście. Pisnęłam, kiedy nad moją
głową urwał się kawałek rynny. Gdyby Severus nie pociągnął
mnie mocniej w swoją stronę, najpewniej uderzyłby w moją głowę.
Oddychałam ciężko, a nogi
zaczęły się pode mną uginać. Nie mogłam złapać tchu. Wokół
nas zaczęło zbierać się wielu ludzi. Patrzyli swoimi rozbieganymi
oczami, wręcz łaknęli sensacji i tragedii.
- Wszystko dobrze? -
Usłyszałam pytanie Severusa. Byłam zdziwiona, że kaptur nadal nie
zsunął się z jego twarzy.
- Tak, chyba tak... -
jęknęłam.
- Biegnij tą ulicą. Kiedy
miniesz znak - Pokątna, wejdź do baru o nazwie Pod Trytonem.
Zamów coś i z nikim nie rozmawiaj. Dołączę do ciebie za jakieś
pół godziny. Wtedy wrócimy do domu.
- Dlaczego nie idziesz ze
mną?
- Bo nikt nie może mnie
rozpoznać. Poza tym będę musiał się wytłumaczyć z tego
zamieszania. No, dalej, idź.
Jednym ruchem podniósł
mnie na nogi i odwrócił w odpowiednią stronę. Pobiegłam przed
siebie. Nie odwróciłam się, kiedy rozpychałam się łokciami w
gęstym tłumie. Jedni coś do mnie krzyczeli, inni chcieli mnie
dotknąć, wyciągając przy tym swoje brudne łapska. W końcu
jednak oni wszyscy zostali w tyle.
Nagle zrobiło się jaśniej.
Moich uszu dobiegł gwar rozmów i śmiechu. Stałam na ulicy
Pokątnej, która, jak mogłam się tylko domyślać, kiedyś była
częścią mojego życia. Teraz tu wróciłam. Z inną twarzą i
sercem bijącym dla kogoś innego.
Westchnęłam głośno,
kiedy mój wzrok padł na gospodę Pod Trytonem. Zrobiłam
niepewny krok w jej stronę. Wtedy coś sobie uświadomiłam. Miałam
pół godziny dla siebie. Mogłam się przecież trochę rozejrzeć
po wystawach, które kusiły swym blaskiem i różnorodnością.
Piętrzyły się na nich stosy najróżniejszych drobiazgów, które
chciałam ująć w swoje dłonie choć na chwilę.
Stanęłam przed dość
dużym budynkiem. Chyba najbardziej wyróżniał się na całej
ulicy. Jego kolorowe ściany sprawiały, że na mojej twarzy zagościł
szeroki uśmiech. Na szyldzie były wymalowane trzy znaki - W&W.
Pchnęłam oszklone drzwi i
do razu zrozumiałam, że znalazłam się w najbardziej kolorowym
miejscu na świecie. Było w nim mnóstwo klientów. Kolorowe pudła
piętrzyły się, aż po sam sufit. Miałam wrażenie, że wszystko
miga, hałasuje i tańczy. Rozbolała mnie głowa, ale to był inny
ból... taki dobry. Nazwy nic mi nie mówiły. Bombonierki Leserów,
Krwotoczki Truskawkowe, Wymiotki Pomarańczowe, widziałam kosz pełen
różdżek, które zmieniały się w najdziwniejsze przedmioty.
Dostrzegłam pióra w różnych odmianach takich, jak samomaczające,
samosprawdzające i samoodpowiadające.
Podeszłam do lady i
przyjrzałam się maleńkiej drewnianej figurce, która powoli
wchodziła po schodkach na podest z szubienicą; wszystko to
spoczywało na pudle z napisem: Powtarzalny Wisielec - Zgadnij
albo Zawiśnie.
- Pomóc pani w czymś? -
odezwał się radosny głos za moimi plecami.
Wyprostowałam się
mechanicznie i odwróciłam na pięcie. Stanęłam twarzą w twarz z
niezbyt wysokim, krępym mężczyzną. Płomiennorude włosy idealnie
kontrastowały z karmazynową kamizelką. Cały nos i policzki
obsypane miał piegami. Uśmiechnął się do mnie, ukazując białe
zęby.
- Jeśli poszukuje pani
czegoś na prezent, to dobrze pani trafiła. Proszę powiedzieć dla
kogo. Chłopiec, dziewczynka? W jakim wieku? A może jakieś gadżety
na wieczór panieński? U nas znajdzie pani wszystko.
- W zasadzie... - Nie
wiedziałam, jak dobrać słowa. Przeczesałam włosy dłonią i
spróbowałam się uśmiechnąć. - Nie chcę nic kupować.
- Rozumiem, rozpoznanie
wstępne. Mamy kilka próbek. Ron, możesz przynieś mi pudełko z
darmówkami? - zwrócił się do drugiego mężczyzny. Ten również
miał rude włosy i piegowatą twarz, jednak był wyższy i chudszy
od pierwszego.
Zniknął za drzwiami
prowadzącymi na zaplecze.
- Proszę się nie fatygować
- jęknęłam. - Ja już muszę chyba iść.
- Co pani taka w gorącej
wodzie kąpana? W tym sklepie czas się zatrzymał. Tutaj nikt się
nie spieszy i wszyscy są dziećmi.
- Dlaczego? - spytałam,
patrząc mu prosto w oczy.
- Bo dzieciństwo jest
najpiękniejsze. Ja byłem najbardziej szczęśliwy w dzieciństwie.
- Nie wygląda pan na
cierpiącego - szepnęłam, przez chwilę miałam wrażenie, że mnie
nie usłyszał. Myliłam się. Na jego twarzy zagościł smutny
uśmiech. Nie pasował ani do tego mężczyzny, ani miejsca.
- Ten sklep założyłem
razem z moim bratem bliźniakiem - rozpoczął swoją opowieść. -
Wtedy byliśmy szczęśliwą, choć ubogą rodziną. Było nas wielu.
Rodzice, sześciu chłopców i jedna dziewczynka. Pieniądze na ten
biznes dostaliśmy od przyjaciela. Wszystko układało się dobrze,
choć może wydać się to dziwne, patrząc na okoliczności i czasy.
I nagle wszystko się rozsypało. Mój najmłodszy brat wyruszył w
niebezpieczną podróż. Nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu.
Siostra wróciła do szkoły, jednak nie na długo. Porwano ją i
zamordowano. Natomiast mój brat bliźniak zginął podczas wojny.
Nie potrafię sobie bez niego poradzić. Pewnie pani nie wie o czym
mówię, ale to tak, jakby zniknęła jakaś część mnie. Odeszła
i już nigdy nie miała wrócić. Ten sklep jest przeszłością.
Jest jotą szczęścia, która pozostała po tych strasznych
wydarzeniach. Tu nie ma miejsca na smutki i troski.
- Ja... przepraszam, nie
wiem, co powiedzieć.
- Przypomina mi pani trochę
moją siostrę. Nie z wyglądy i z charakteru też w sumie nie. Była
inna. Twarda i mocno stąpająca po ziemi. W zasadzie sam nie wiem,
co ma pani z niej. Zaczynam pleść głupoty.
- Powinien pan znaleźć
sobie żonę - rzekłam cicho.
- Mam już jedną. Wystarczy
mi.
Otworzyłam usta, aby coś
jeszcze powiedzieć, jednak przerwał mi skrzyp otwieranych drzwi. Z
zaplecza wyszedł mężczyzna o imieniu Ron. Postawił na ladzie duże
pudło.
- Tylko nie przesadzaj z
obdarowywaniem tej pani - rzekł zasapany.
- Nie marudź, ostatnio
obdarowałem twoją żonę.
- Wiem i to był błąd.
Wiesz do czego użyła Trzydziestominutowy sen na jawie?
- Mogę się domyślać, że
nie potrafiłeś jej zadowolić.
Zachichotałam cicho. Choć
znałam tę dwójkę zaledwie od kilku minut, to poczułam do nich
niesamowitą sympatię. Byli tacy naturalni, nie grali zabawnych. Oni
idealnie pasowali do tego sklepu.
- Poza tym - kontynuował
Ron - jest już czternasta dwadzieścia. Mówiłem, że chcę wyjść
dzisiaj o tej porze?
- Co? - spytałam lekko
zdenerwowana. - Już ta godzina. Przepraszam, muszę iść. Było
miło. Do widzenia.
Odwróciłam się na pięcie
i przepchnęłam przez tłum klientów. W drzwiach wpadłam na
brązowowłosą kobietę, którą skądś kojarzyłam, jednak za nic
nie mogłam sobie przypomnieć. Wybiegłam na ulicę i popędziłam
brukowaną ścieżką, wprost do gospody Pod Trytonem.
Odetchnęłam, kiedy okazało
się, że zdążyłam przed Severusem. Zajęłam miejsce przy jednym
ze stolików.
- Mam nadzieję, że nie
chcesz tego już nigdy powtarzać - rzekł Severus, obserwując, jak
rozczesuję rude włosy. Odłożyłam szczotkę na komodę i
przejrzałam się w niewielkim lusterku. Wreszcie widziałam swoją
twarz.
- Nie... chyba nie chcę -
odpowiedziałam, podchodząc do dużego łóżka. Zdjęłam szlafrok
i przewiesiłam go przez oparcie krzesła. - A wiesz czemu?
- Bo nie lubisz tłumu,
brudu i podejrzanych typków - oświadczył, kiedy przykryłam się
szczelnie kołdrą.
- W sumie to też. Ale
bardziej chodziło mi o twoją pracę. Nie chcę widzieć co robisz.
Nie chcę asystować przy tych transakcjach.
- Musimy się z czegoś
utrzymać.
- Tak, wiem. Dlatego cię
nie oceniam. Ale wiesz dobrze, że to nie jest miejsce dla mnie. Wolę
zostać tutaj.
Obserwowałam go, kiedy
podszedł do mnie i pochylił się nieznacznie. Złożył na moich
ustach delikatny pocałunek. To był mój dom. Cokolwiek zostawiłam
za sobą i za czymkolwiek miałabym tęsknić.
* * *
Ze
specjalną dedykacją dla Jaenelle,
która postanowiła poprawić wszystkie post (aby jakoś wyglądały)
i w zasadzie prawie kończy. Jestem Ci naprawdę dozgonnie wdzięczna.
Czy Epilog wyklucza
pojawienie się miniaturek? Według mnie - nie. Mam nadzieję, że ta
się wam spodobała. Może jeszcze kiedyś jakąś opublikuję?
Zobaczymy. Nic nie obiecuję.
Nie, wiesz, przeczytam sobie jeszcze raz na blogu.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze dziękuję za dedykację :)
Po drugie śliczny szablon :)
A po trzecie, to co ja tu jeszcze chciałam napisać?
Tak się zastanawiam, co Cyzia zrobiła Luckowi, że jest w takim stanie jest.
O, gospoda Pod Trytonikiem. Ciekawe skąd taka nazawa? Jak sądzisz, gdzie mi dzwoni? :P
O, i jeszcze Hermionka się pojawiła. A wiesz, że notkę, w której pojawiła się po raz pierwszy Miona też mi zadedykowałaś?
Pozdrawiam serdecznie :)
[wspomnienia-severusa]
Ale niespodzianka! ^^
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ten szablon. Chciałam Ci napisać już to na Ginevrze, ale jakoś wyleciało mi z głowy.
I co ja mogę napisać? Mimo że to miniaturka, zachwycająco dłuższa od pozostałych rozdziałów. A może tylko tak mi się wydaje? Jakie życie jest absurdalne - Ginny spotkała się ze swoją rodziną i nawet George ją rozpoznał, a ona sama nie zdawała sobie z tego sprawy. A może tak?
Zaśmiałam się w duchu, kiedy minęła Hermionę - to była Hermiona, prawda? (zadaje same pytania tak zauważyłam;D) Czyli jednak wypuścili ją z zakładu dla obłąkanych;>
Jestem mile zaskoczona i zachwycona, bo jednak Ginny i Severus w Twoim wykonaniu to miód na moje oczy.
Pozdrawiam ;)
Tęskniłam za Severusem i Ginny. Miniaturka to bardzo dobry pomysł. Szkoda, że Ginny nie rozpoznała swoich braci... ale chciała miec inne życie. Swoją drogą, byłaby iskierką nadziei dla rodziny, która tyle wycierpiała.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tej miniaturki, ale się z niej cieszę:) Bardzo mi się podoba to, że była długa. W całym swoim życiu przeczytałam sporo miniaturek i już niejednokrotnie szlag mnie trafiał, kiedy treść miała zaledwie kilka linijek, a temat był ciekawy.
OdpowiedzUsuńNo, wesoło raczej nie było, znowu poczułam ucisk w żołądku, kiedy George opowiadał Ginny o swojej, właściwie ich, niegdyś szczęśliwej rodzinie. Chociaż nawiasem mówiąc, Ron jest kiepskim zastępstwem Freda. No, ale Fred to Fred, jest niezastąpiony.
Jakoś dziwnie mi się czytało o tym pobycie Ginny i Severusa na Nokturnie. Urgh...To pewnie przez sam fakt, że to Nokturn. Nic dziwnego, że Ginny postanowiła nigdy tam nie wracać.
No, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś napiszesz następne miniaturki na tym blogu. Pozdrawiam:)
uważam, że żyjąc w ten sposób, Ginny ani Severus nigdy nie będą do końca szczęsliwi
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z Tobą. Wystarczy, że masz taką osobę, którą kochasz, za którą oddasz życie, którą dobrze znasz, to nie ważne gdzie byś mieszkała, gdzie byś była, czy co by się nie działo, zawsze będziesz szczęśliwa. A Ginny i Severus się kochają, więc dla niej jego praca nie ma najmniejszego znaczenia. To tyle :)
OdpowiedzUsuńPoza tym, Elfabo, genialna miniaturka :) Nigdy nie umiałam czegoś takiego pisać, dlatego podziwiam osoby, które to robią. Jeszcze raz: G E N I A L N E!
Pozdrawiam,
Podkreślałam już wielokrotnie, że Severusa Snape'a nie lubię i lubić nie będę, ale.. ale na miniaturka jest wspaniała. Związana z życiem codziennym, mówi nie tylko o miłości, ale także o dwójce ludzi, którzy się kochają. I o tym, co robią, aby utrzymać siebie i całą swoją rodzinę.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Seva, że chce utrzymać siebie oraz Ginny, ale nie podoba mi się sposób, w jaki to robi. Sprzedawanie ludziom różnego rodzaju eliksirów, trucizn... Takie rzeczy tylko na Nokturnie.
Uśmiechnęłam się, kiedy czytałam fragment o George'u (cholera, chyba dobrze odmieniłam?). Nawet w trudnych czasach, jakim jest życie po śmierci bliskich, on potrafi zrobić tak, że człowiek jest jakiś taki troszkę inny, bym rzekła. No i dzięki niemu można się pośmiać ;)
Dodam jeszcze to, że mnie ubiegłaś... Po zakończeniu Żony Idealnej, zamierzałam dodawać miniaturki na mrs-zabini, związane z Blaise'em i jego stukniętą matką :D Mówię teraz, żeby potem nie było ;)
Piękne! Biedna Ginny, nawet nie wiedziała z kim gawędziła... Tak nieświadomie... Ahh... Mam nadzieję, że jeszcze coś się tu pojawi, bo uwielbiam Severusa i Ginny. Cudo.
OdpowiedzUsuńA szablon piękny!
Na miejscu Ginny też bym poszła się przejść, a nie od razu do knajpy, chociaż chyba bardziej z przekory, niż z ciekawości. To jej spotkanie z braćmi było takie słodkie, szczególnie, że nikt nikogo nie rozpoznał i chyba się nigdy o tym nie dowiedzą. Kto jest żoną Rona? Ginny przesadza z tymi truciznami. No dobrze, może i z założenia służą mrocznej stronie, ale nikt nikomu ich siłą nie sprzedaje.
OdpowiedzUsuńNieee! To już ostatnia notka!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe twoje opowiadanie w ciągu kilku dni i uważam, że jest cudne(ale to już pisałam w pozostałych komentarzach). Och, to już koniec? Zżyłam się z Severusem i Ginny, trudno mi będzie teraz pogodzić się z końcem;)
No więc powiem tak: piszesz świetnie, masz ekstra pomysły, piękny szablon i...kocham Twojego bloga:*
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze dodasz jakąś miniaturkę:)
Hej, tu Emu z ginny-i-zabini :)
OdpowiedzUsuńDopiero teraz (nie ukrywając - z czystych nudów) zabrałam się za przeczytanie tego opowiadania. Kiedyś już je zaczęłam, a potem... po prostu zapomniałam o nim.
Dzisiaj postanowiłam je "dokończyć" - w cudzysłowiu, bo przeczytałam zaledwie trzy pierwsze rozdziały.
Opowiadanie naprawdę mnie wciągnęło. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tego typu fabułą i partingiem. Jak zaczęłam je dzisiaj "kończyć" to wierz mi, niemal ani na chwilę nie oderwałam wzroku od monitora (niemal, bo wyszłam na chwilę do kuchni po coś do picia, ale to nie ma większego znaczenia).
Naprawdę, uwielbiam Twój styl, tak, że czytając staję się główną bohaterką. I umiesz świetnie przedstawiać uczucia.
Naprawdę, to opowiadanie zapadło mi w pamięci. Może i jest nieco dziwne (bez obrazy), ale oryginalne i wyróżniające się, a nie jakieś Dramione Jak To Hermiona Z Szarej Mychy, Przeobraziła Się W Seksowną Kobietę I Już W Trzecim Rozdziale Przeżyła Namiętny Seks Z Draco, Który Z Kolei Już W Drugim Nawrócił Się I Stał Się Wrażliwym, Czułym Adonisem (dla jasności: uwielbiam Dramione, ale nie w TAKIEJ postaci).
Tylko jedna rzecz mi hm... nie gra. Nie rozumiem tej Twojej Hermiony. Co się z nią stało; dlaczego tak nagle zwariowała? Byłabym Ci wdzięczna, gdybyś mi to wytłumaczyła.
Poza tym opowiadanie bez zarzutu :)
Pozdrawiam ;***