sobota, 11 czerwca 2011

Śmierć odchodzi I


Wszystkie pragnienia, marzenia i plany podrywają się do lotu niczym spłoszone ptaki. Nie ma już nic... Bezgraniczna ciemność, pustka i ból. Gęsta mgła oplata moje ciało i zatyka uszy, nos i oczy. Nie chcę myśleć, tak bardzo nie chcę myśleć. Nie chcę obrazów, które kłębią się w mojej głowie. Chcę tylko jednego. Chcę zatrzymać jego twarz.
Do moich uszu dochodzi jego głos. Nawołuje moje imię. Jest zdenerwowany, narasta w nim napięcie. Kocham tę nutkę goryczy. Kocham jego wargi, które poruszają się w rytm wypowiadanych słów. Kiedy mówi - Ginny, jest jeszcze bardziej seksowny...

- Ginny, do diabła, ocknij się.
Czuję, jak jego zimna dłoń klepie mnie po policzku. Pomału otwieram oczy. Kręci mi się w głowie, nie wiem, jakim cudem jestem w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej, nawet jeśli opieram się o jego rękę.
Severus przyłożył mi do ust szklankę wody. Piłam małymi łykami. Każda kropla paliła moje gardło. Dostrzegłam na jego twarzy napięcie i... strach.
- Co się stało? - zapytał, odtrącając mi z czoła mokre od potu włosy.
- Ja...
Rozejrzałam się po pokoju. Nie wiedział... Różdżka poturlała się pod łóżko. Wystawał jej tylko kawałek.
- Zasłabłam - skłamałam.
Bez problemu wziął mnie w ramiona i położył na świeżej pościeli. Troskliwie przykrył kocem i usiadł na skraju łóżka. Nie wybierał się nigdzie i byłam mu za to wdzięczna.
- Mam coś, co ci pomoże - oświadczył, nie patrząc mi w oczy.
Nie miałam siły zerwać się i nalegać, by zaczął kurację od teraz. Kiwnęłam tylko głową. Marzyłam, aby mi pomogło. Marzyłam móc chwycić różdżkę i zrobić wszystko jak prawdziwa czarownica.
- Severusie... - szepnęłam. - Zostań, aż nie zasnę.
Posłuchał...

Bałam się życia. Codziennie modliłam się, abym nie kładła się spać po raz ostatni. Nieprzyjemne uczucie towarzyszyło mi od świtu, aż do zmroku. Wewnętrzny niepokój rozdzierał mi serce. Severus też to zauważył. Nie mówił nic, nie chciał mnie martwić.
Minęły dwa miesiące. Schudłam kilka kilogramów, ścięłam włosy. Sięgały teraz zaledwie do połowy ucha. Przeniosłam swoje rzeczy do pokoju Severusa, a mój został przerobiony na bibliotekę. Moją prywatną bibliotekę.
Lubiłam spędzać czas na niewielkim balkoniku. Obserwowałam ptaki i przyrodę, która pomału zaczęła przygotowywać się do zimowego snu.
Była też ta kobieta. Miała na imię Lucy. Poznałam ją półtora miesiąca temu w sklepie. Młoda, ładna, ciężarna, samotna. Jej chłopak zostawił ją, kiedy dowiedział się, że jest... czarownicą.
Potrafiłyśmy rozmawiać długie godziny. Bała się, że sobie nie poradzi w wychowaniu dziecka, bała się, że jej rodzice przestaną jej pomagać, szczególnie, że już są niechętni.
Zauważyła mnie i pomachała z uśmiechem. Odwzajemniłam oba gesty.
Bo każdy ma swoją historię. Każdy ma problemy, które wydają się być całym światem. Każdy zna ludzi, których kocha i których nienawidzi. Każdy ma swoje życie.
Usłyszałam za plecami kroki Severusa. Pewnie znów chciał być niezauważalny. Nie odwróciłam się, chciałam mu dać satysfakcję. Poczułam jego ciepły oddech na szyi i pocałunek na prawym uchu. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. Ciepłe promienie słońca pieściły moje powieki.
Odwróciłam się gwałtownie i splotłam ręce na jego karku. Zatopiłam się w jego czułych objęciach. Tak miało być, tak miało być już zawsze.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Coraz lepiej. - Tym razem go nie okłamałam.
Bo każdy z nas ma swoją zapomnianą przeszłość, pokręconą teraźniejszość, wymarzoną przyszłość. Każdy z nas dąży do spełnienia...
Złamałam różdżkę Harry'ego. Zrobiłam to kilka dni po tym, jak Lucy urodziła śliczną córeczkę. Dała jej na imię Victoria.
Ze środka wystawało pomarańczowe pióro. Przez chwilę chciałam je wziąć, jednak w porę się opamiętałam. Nie mogłam mieć nic, co by mi go przypominało.
Feniksy odradzają się z popiołów...
Dwa kawałki wyrzuciłam do śmietnika pod domem. Obserwowałam przez firanę, jak opróżniają jego zawartość i odjeżdżają. Śledziłam zielony samochód, aż nie zniknął za zakrętem.
Różdżka wyląduje tam, gdzie jej miejsce. Ciekawe, jak Potter tłumaczy sobie jej zniknięcie.
Feniksy odradzają się, aby znów spłonąć. Ja odradzam się, aby żyć...
Promienie lipcowego słońca grzeją moje poranione ciało. Pęcherze, które pokryły oparzone części skóry szczypią jeszcze bardziej. Robię to specjalnie. Skwar leje się z nieba, dając mi do zrozumienia ile jestem w stanie przetrwać. Przechodziłam gorsze rzeczy. Czekałam, aż z mojej piersi wydobędzie się jęk.
Nie dawałam rady skupić się na treści książki. Litery skakały po białym pergaminie.
- Co ty wyprawiasz? - Usłyszałam głos za plecami.
Nie odwróciłam głowy. Moja szyja była zbyt zdrętwiała, a kręgosłup mógł się złamać przy najmniejszym ruchu.
- Czytałam książkę - odpowiedziałam bez entuzjazmu.
- Miałaś zostać w cieniu.
- Słońce dobrze mi robi - skłamałam.
- Nie wierzę ci.
Stanął na przeciwko mnie i spojrzał prosto w oczy. Jego wzrok przeszywał mnie dokładnie.
- A tobie nie jest gorąco? - Odbiłam piłeczkę.
- Nie chodzi mi o temperaturę, tylko o ból.
Wzruszyłam ramionami, po czym wyciągnęłam do niego prawą rękę. Lewa była w takim stanie, że wolałam ją zostawić w spokoju. Pomógł mi wstać. Letnia sukienka zatrzepotała na ciepłym wietrze.
- Nie chcesz, aby sąsiedzi mnie widzieli - szepnęłam.
- To nieprawda i dobrze o tym wiesz. Tutaj nie chodzi o mnie. To ty podejmujesz takie decyzje.
- Ostatnio jakaś dziewczynka popłakała się na mój widok. Jej matka zwróciła mi uwagę.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- A co by to zmieniło? Nie obronisz mnie przed całym światem i... wszystkimi ludźmi.
- Pozwól mi chociaż spróbować. 
 

8 komentarzy:

  1. Krótkie, ale ciekawe. Szkoda, że Gin nie może wykonywać prostych czarów. Swoją drogą, nie spodziewałam się, że złamie różdżkę Harry'ego. Zresztą i tak by jej nie odzyskał. No cóż, będzie musiał się z tym pogodzić... ;P
    O, wprowadziłaś nowego bohatera! Albo raczej bohaterkę. Spodobała mi się, chociaż nic nie mówiła :D
    Ach, niedługo epilog. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, jestem prawie pierwsza! To zaszczyt, bo rzadko zdarza mi się, żeby mój komentarz był na początku:)
    Och, szkoda, że zamierzasz zakończyć to opowiadanie:-( Wiesz, dzięki Tobie przyjęłam do wiadomości, a nawet polubiłam, paring Ginny/Severus. Wcześniej coś takiego nie przeszłoby mi przez myśl, a uwierz mi, czytałam fan-fictiony o różnych parach z HP, niektóre paringi wywołują u mnie dreszcz obrzydzenia, ale jednak Twoje opowiadanie sprawia na mnie pozytywne wrażenia.
    Ten rozdział jest... w sumie nie wiem, jak go określić. Pozytywnie o nim myślę, ale nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Podoba mi się ta miłość, która łączy Ginny i Severusa. Jest to naprawdę wzruszające. Dziewczyna, skrzywdzona przez los, nękana przeszłością, ciągle walcząca ze swoimi myślami, czasem nawet infantylna i opiekujący się nią dojrzały, też nie oszczędzany przez życie, mężczyzna. To naprawdę wspaniałe!
    Znalazłam kilka drobiazgów:
    "Codzienni modliłam się, abym nie kładła się spać po raz ostatni." - codziennie
    "Schudłam kilka kilogramów ścięłam włosy." - brakuje przecinka po "kilogramów"
    "Zrobiłam to kilka dni po tym, jak Lucy uraziło śliczną córeczkę." - coś mi nie pasowało w tym zdaniu, a potem wpadłam na to, że zamiast "uraziło" powinno być "urodziło"
    Cieszę się, że oprócz tego bloga, prowadzisz jeszcze trzy inne, bo byłoby mi przykro, gdybym musiała przestać czytać Twoje opowiadania:)
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Condawiramurs14 lipca 2012 17:12

    Hm, dlaczego tak się z nią dzieje? powinna odzyskać choc w częasci swą moc... kurczę... ten rozdział był abrdzo przejumujący, ale oddałaś w nim to, co tak naprawdęGinny pozwala życ - świadomość miłości. no i plus za postać Lucy, choć tak ktrótko opisaną;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jakaś moda na Twoich blogach, że Ginny obcina swoje biedne włosy? Lucy mi się podoba, chociaż na razie niewiele o niej wiadomo, ale cieszę się, że Ginny znalazła życzliwą osobę, bo niewiele ich ma. Z niecierpliwością czekam też na wizytę Oskara i Juliette.
    Po przeczytaniu ostatniego fragmentu przez chwilę nie mogłam wyjść z szoku. Jestem pełna podziwu dla Severusa (nic nowego ^^), że zdołał doprowadzić ją z powrotem do normalnego stanu.
    A Harry niech sobie teraz szuka nowej różdżki. A właśnie, skoro Ginny mu ją zabrała, to czy teraz przypadkiem nie jest również właścicielką tej Czarnej?
    I co z Hermioną? Trafiła na czwarte piętro w Mungu, czy dalej stwarza zagrożenie dla ludzkości?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już sama nie wiem, co ma o tym myśleć, bo mi się smutno zrobiło... Naprawdę. I wiem, że na pewno Twoje opowiadanie mnie bardzo wzrusza. Czekam na next, bo nie jestem w stanie napisać nic składnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. zapomniałas o mnie:(

    czyta się ją z niezwykłą przyjemnościa.
    szkoda tylko że taki krótki.
    ale i tak zawsze się wzruszam jak czytam Twoje opowiadania.
    wprost uwielbiam je.
    nie zapominaj o mnie Elfabo przy następnej notce.
    pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    p.s.
    jakby strona z informowaniem nawalała zostaw komentarz na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie nadrabiasz jakością! świetnie! Ale to przełamanie różdżki Harrego! Jej! Nawet nie wiesz, jak mi się go żal zrobiło w tym momencie! Bo przecież ona sporo dla niego znaczyła... Taka smutna jest jego historia u Ciebie. Ale przynajmniej Ginny, mam nadzieję, będzie szczęśliwa!

    OdpowiedzUsuń
  8. Szablon jak zawsze śliczny :)
    Notka bardzo mi się podobała :)
    Ginny dobrze zrobiła łamiąc różdżkę Harry'ego i wyrzucając ją. Ma za swoje. Teraz stracił swoją cenną różdżkę i będzie musiał sobie znaleźć jakąś inną. Chyba że go zamknęli już na oddziale zamkniętym w Mungu razem z Hermioną.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń